Przygotowania

Przygotowania i cel podróży

Jak powszechnie wiadomo, gdy nie jest się pierwszym właścicielem pojazdu, warto od razu po zakupie oddać go w ręce specjalistów. Tak też zrobiłem – nie tylko po to, żeby dokładnie sprawdzili jego stan, ale również, by porządnie wyregulowali wszystkie elementy i wymienili płyny eksploatacyjne. Okazało się, że przy okazji skrytykowali pracę poprzedniego serwisu (również ASO), wskazując na błędy, które tam popełniono. To tylko pokazuje, że nawet oddając sprzęt do teoretycznie wykwalifikowanych fachowców, można natknąć się na niedoróbki.

Przygotowania do podróży obejmowały nie tylko doposażenie motocykla, na przykład w kufer centralny, ale także załatwianie wszelkiej potrzebnej dokumentacji. Oznaczało to kilka wizyt w urzędach – odebrałem prawo jazdy, przerejestrowałem motocykl, odebrałem dowód rejestracyjny, złożyłem wniosek o międzynarodowe prawo jazdy i później je odebrałem. Do tego doszła wizyta w ubezpieczalni, by załatwić zieloną kartę, która jest niezbędna do podróży za granicę.

  

W międzyczasie starałem się jak najwięcej jeździć po Polsce, żeby przyzwyczaić się do nowej maszyny i poćwiczyć technikę jazdy. Czerpałem wiedzę z poradników oraz filmów na temat technik prowadzenia motocykla, ponieważ – jak się okazuje – nie zawsze można liczyć na instruktorów w szkołach jazdy. Na przykład mój nauczyciel powiedział mi, żebym nie używał przedniego hamulca i najlepiej w ogóle go nie dotykał. Niewiele też tłumaczył – ograniczał się do podstawowych informacji wystarczających do zdania egzaminu. Gdybym opierał się wyłącznie na tym, co przekazał, nigdy bym tego egzaminu nie zdał. No, ale takie jest życie, należy się zawsze samemu dokształcać

Cały czas trwało też planowanie trasy. Na tym etapie byłem już pewien, że chcę odwiedzić Wiedeń i dotrzeć do Chorwacji. W międzyczasie powstał jednak bardziej szczegółowy plan. Za cel minimum obrałem Kotor, gdzie miałem ocenić, ile czasu jeszcze mi zostanie, jak będę się czuł po pokonaniu takiej trasy i podjąć decyzję – czy kontynuować podróż do Stambułu, czy już stamtąd rozpocząć drogę powrotną.

Dzięki temu, że pracuję zdalnie, nie musiałem martwić się o czas spędzony na zwiedzaniu i ten może się dowolnie wydłużać. Problemem był jednak powrót, ponieważ w Polsce zbliżała się powoli jesień, a to oznacza pogorszenie warunków drogowych, deszcze i chłód. Dlatego zaplanowałem powrót najpóźniej na połowę października.

Jeśli chodzi o samą jazdę, chciałem, aby dzienne odcinki nie trwały dłużej niż 4–4,5 godziny. Postanowiłem również unikać jazdy po zmroku. Ponieważ autostrady są nie tylko monotonne, ale i niewiele wnoszą do nauki jazdy, planowałem wybierać trasy bardziej malownicze i urozmaicone. Cały czas byłem świadomy, że moje umiejętności są jeszcze dalekie od perfekcji, więc starałem się unikać zbyt szybkiej jazdy. W pierwszej podróży postanowiłem także trzymać się głównych dróg – dla własnego bezpieczeństwa. Na boczne trasy chciałem sobie pozwolić dopiero w przyszłości, kiedy nabiorę większej wprawy.

Podsumowując, moim celem było: nauczyć się lepiej jeździć, unikać autostrad, nie przemęczać się nadmiernie, unikać jazdy po zmroku, zwiedzać miejsca, w których jeszcze nie byłem, co oznaczało zatrzymywanie się na kilka dni w każdej lokalizacji. Wszystko to przy jednoczesnym kontynuowaniu pracy zdalnej, co naturalnie wydłużało czas trwania podróży. Najważniejsze jednak było, aby wrócić cało i bez kontuzji.